W przypadku większości firm niewątpliwie powiedzieć można, że wejście na giełdę jest dla nich ostatecznym krokiem i najwyższym dowodem osiągnięcia odpowiedniego poziomu organizacyjnego. Nikogo nie dziwi, że spółki giełdowe muszą być prześwietlane na wiele sposobów przez różne urzędy kontrolujące rynek czy konkurencję, ale także organy giełdowe i państwowe. Co jednak czasami dla samej firmy dużo istotniejsze w zakresie sprawowania kontroli, to sama budowa spółek opierająca się na udziałowcach. Czasami może ich być kilku, z jednym większościowym, który ostatecznie podejmuje wszystkie kluczowe decyzje. Może jednak tez być bardzo rozbudowany zarząd, rozczłonkowane udziały i wielu pełnomocników i reprezentantów inwestorów zasiadających w radzie nadzorczej poprzez wypracowanie biznesowego konsensusu podejmuje określone decyzje. Przeważnie sama idea pilnowania własnych interesów i sprawdzania, jak radzi sobie całe przedsiębiorstwo przez inwestorów i akcjonariuszy sprawia, że firmom notowanym na giełdowych parkietach bardzo trudno przychodzi zatajanie informacji o stanie swoich finansów.

Naturalnie nie brakuje w historii funkcjonowania światowych giełd przypadków, w których firma celowo była zarządzana w sposób nierzetelny i chociażby sam kryzys finansowy ostatnich lat wynikał poniekąd z działania spekulantów i nieuczciwych inwestorów, którzy potrafili zakładać wielkie spółki tylko po to, aby manipulować rynkiem nieruchomości. A ponieważ do gry włączyły się nawet banki komercyjne – poziom manipulacji i spekulacji rynkowych oraz kreatywnej księgowości, osiągnął kulminacyjny punkt i musiał doprowadzić do ostatecznego załamania się całej koniunktury. Dzisiaj nikt nie chce powtórki tamtych wydarzeń i większość podmiotów działających na rynku stara się raczej kontrolować wzajemnie, a niektóre nawet chętnie poddają się nowym regulacjom, wytycznym i procedurom mającym na celu ukrócić takie działania.

Wszystko to robione jest po to, aby rynkami nie manipulowano i by notowania giełdowe faktycznie odzwierciedlały wartość spółki. Niestety sama charakterystyczna konstrukcja globalnej liberalnej gospodarki sprawia, że skontrolowanie jej do końca jest absolutnie niemożliwe, ponieważ jest to organizm ponad podziałami politycznymi, a biznes naprawdę nie uznaje granic, podobnie jak kapitał. Doskonałym tego przykładem może być firma Facebook, która w kila minut po debiucie giełdowym wystrzeliła w kosmiczny lot w górę giełdowych notowań – każdy inwestor gotów był zapłacić krocie za możliwość wejścia w posiadanie tych akcji, których pragnął potajemnie cały świat. Jednak czy firma mająca wyłącznie jeden adres internetowy warty tylko tyle, ilu jest aktualnie na nim użytkowników – faktycznie posiada majątek, produkt i zaplecze warte takiej giełdowej wyceny? Większość rynkowych analityków mocno wątpi w to, by notowanie giełdowe tej akurat spółki miały wiele wspólnego z jej realnymi możliwościami. Nie trudno wyobrazić sobie, co stałoby się taką spółką giełdową w przypadku odpływu na przestrzeni trzech lat jednej trzeciej aktywnych użytkowników – zwłaszcza, gdyby na rynku pojawił się nowy, jeszcze lepszy i ciekawszy dla odbiorców portal.